Relacja: - , sezon
Kolejka: - Data: 0.0. | ||
- | ||
Strzelcy: | ||
Sędziowali: | Marek Opaliński | |
Widzów: | 400 | |
Żółte kartki: | ||
Czerwone kartki: |
- Rozwój znów wygrał. Znów do zera. Po końcowym gwizdku arbitra z głośników na stadionie przy Zgody niósł się chyba utwór ze słowami "dreams come true". Spokojnie, lód do głowy i gramy dalej, ale dziś jest czas na wielką radość.
Staramy się być obiektywni. Zawsze, w każdej sytuacji, choć może czasami tego nie widać. Gdy trzeba ganić, to ganimy, gdy chwalić - to chwalimy. Dziś trzeba pochwalić. Rozwój stoczył tak zacięty i pasjonujący bój z wyżej notowanym przeciwnikiem, że... No, naprawdę, czapki z głów. Czasem - choć rzadko - jest tak, że nie chce się końcowego gwizdka sędziego. Że po prostu chce się, by mecz trwał dłużej, niezależnie od wyniku. Właśnie tak było w sobotnie popołudnie na Zgody.
Napięcie w końcowych fragmentach meczu z Wartą narastało. Zaczęło się od kiksu Mateusza Sławika, który zagrał piłkę pod nogi Błażeja Nowaka. Wprowadzony z ławki zawodnik "Zielonych" ruszył do przodu, wygrał "przebitkę" z Przemysławem Gałeckim, minął naszego golkipera, ale spudłował, mimo że widywaliśmy już bramki ze znacznie ostrzejszego kąta!
Kilkadziesiąt sekund później drugą żółtą kartkę ujrzał Adrian Bartkowiak i Warta zamiast prowadzić - remisowała, i to w liczebnym osłabieniu. O tę sytuację spore pretensje do arbitrów miał szkoleniowiec rywali, ale my, patrząc na jego zachowanie, możemy tylko pokręcić głową ze zdziwieniem.
Rozwój ruszył, ale nie na hurra, bo poznaniacy mający w swoich szeregach wielu zawodników z ekstraklasową przeszłością mogliby nas skarcić. Napór rósł, rósł, debiutant Robert Wojsyk trafił w słupek... Aż w końcu balon pękł. I to z hukiem, który musiał oszołomić niepokonaną do tej pory Wartę. Maciej Wolny szukał pozycji do strzału, wiercił się, przekładał piłkę z prawej na lewą, z lewej na prawą... Na trybunach niektórzy zdążyli już z rezygnacją machnąć ręką, a Wolny trafił w górny róg. W swoim stylu. I znów była wielka radość. Jak 10 dni temu z Ostrovią.
Okoliczności podobne, ale styl - zgoła odmienny. Rozwój w sobotę nie miał słabych ogniw. Tadeusz Tyc świetnie zastąpił na szpicy kontuzjowanego Sebastiana Gielzę, ładnie "chodziły" skrzydła, czujna była obrona. Grzegorz Rasiak oczywiście dał się we znaki, wygrywał zdecydowaną większość pojedynków główkowych ze stoperami...
Gola nie zdobył, ale okazje w pierwszej połowie były. Dwukrotnie - po centrach aktywnego Pawła Piceluka - miał piłkę na głowie. Raz trafił w ręce dobrze ustawionego Sławika, raz minimalnie spudłował. Ale to już historia.
Nie przypominamy sobie meczu z takim rywalem, tak dobrze dysponowanym, w którym Rozwój podjąłby walkę zakończoną sukcesem. Z Zagłębiem Sosnowiec czy (tym bardziej) Legią Warszawa się nie udało. Warta w Brynowie poległa.
I nieważne, że po zwycięstwie z wiceliderem pozostaliśmy na najniższym stopniu podium, bo wyżej od naszych chłopców wygrał Górnik Wałbrzych. Taki Rozwój chciałoby się oglądać zawsze, nawet na trzecim, szóstym czy ósmym miejscu.
Zaczniemy jednak tak, jak zaczęliśmy. Lód na głowę. To ostatnie zdanie (równoważnik zdania?) dedykujemy piłkarzom, ale jestesmy o to spokojni. - Autor / Źródło: Jarosław Fengler / rozwoj.info.pl
Facebook
- 2002 - 2025 JarderSport.pl : Kontakt. Wszelkie prawa zastrzeżone.